Grigorij Czugajew ps. "Wańka"
Grigorij Czugajew ps. "Wańka"
Beret w akcji Beret w akcji
861
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 11

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Zofia Michalska Szaruch ps. "Zośka" sanitariuszka batalion "Zaremba"  kompania "Ambrozja"

Powstańcza przyjaźń

2.VIII zgłosiłam się do punktu sanitarnego zorganizowanego przy ul. Wilczej 61. Przydzielono mnie do batalionu "Zaremba" do patrolu sanitarnego, gdzie pełniłam służbę do 8.IX.

Wśród żołnierzy mego plutonu był Rosjanin, który zbiegł z niewoli niemieckiej przed Powstaniem i wstąpił do AK. Miał dokumenty na nazwisko Sokołowski. Biegle znał język polski w mowie i w piśmie. Nosił pseudonim "Wańka". Pod koniec sierpnia "Wańka" został ranny. Razem z koleżanką odniosłyśmy go na noszach  do szpitala polowego na ul. Poznańską. Opiekowałam się "Wańką" - odwiedzałam go kosztem wolnego od służby czasu i przynosiłam jedzenie. Powstała między nami przyjaźń mimo dużej różnicy wieku: ja byłam uczennicą i miałam zaledwie 16 lat, a on już przed wojną był architektem, znał kilka języków i miał 26 lat. Ofiarował mi swoją fotografię z dedykacją napisaną po polsku, dał mi swój adres (mieszkał z rodzicami w Dniepropawłowsku) i poinformował mnie, że nazywa się Grigorij Czugajew, a nie Włodzimierz Sokołowski. Napisał dla mnie wiersz, w którym zapewnia, że będzie zawsze miło wspominać o mnie. Wiersz poprzedzony jest dedykacją: "W dowód głębokiego szacunku", co dla mnie, szesnastoletniej dziewczynki, brzmiało niezwykle poważnie i uroczyście. Czy rzeczywiście "Wańka" będzie o mnie pamiętał?

Również w sierpniu został ciężko ranny w nogę "Szczęsny" i zabity "Ignac" z naszego plutonu, obaj podczas pełnienia służby na barykadzie przy ul. Emilii Plater 14. Razem z koleżanką odniosłyśmy "Szczęsnego" na noszach do tego samego szpitala, co "Wańkę". "Szczęsnemu" amputowano nogę. Opikowałam się nim również, podobnie jak "Wańką" na tyle, na ile to było możliwe w warunkach powstańczych.

Moja opieka nad rannymi z kompanii "Ambrozja" trwała do momentu przeniesienia mnie do batalionu "Miłosz"

Z motyką na wolność

Po kapitulacji Powstania "Wańka" (z batalionu "Zaremba") odwiedził moją mamę i prosił ją o wpłynięcie na mnie, żebym nie szła do niewoli z wojskiem, tylko opuściła Warszawę razem z nią i z ludnością cywilną. Uważał, że tak będzie bezpieczniej dla mnie. On już był w niewoli i wiedział, co to znaczy... Trafił Mamie do przekonania i postąpiła zgodnie z jego radą. Mnie nie pozostało nic innego, jak posłuchać Mamy.

Niemcy poprowadzili cały tłum warszawiaków na Dworzec Zachodni. W tłumie tym szłam również i ja z Mamą. Na dworcu wszyscy koczowali w oczekiwaniu na pociąg do Pruszkowa. Wygłodzeni warszawiacy zbierali wszystko, co nadawało się do jedzenia.Zbierali też patyki, aby ugotować jakąś strawę na prymitywnych kuchniach z kamieni.

Moja Mama nie zajmowała się przygotowaniem czegoś dla zaspokojenia głodu, tylko biegała niespokojnie po całym terenie. Nie wiem, czego szukała. W pewnym momencie przyniosła motykę i wręczyła mi ją mówiąc:

- To będzie twoje ocalenie, Zosiu.

Wzięłam z rąk mamy motykę i pomyślałam ze smutkiem i przerażeniem: Mój Boże, biedna Mama straciła zmysły na skutek tych wszystkich przeżyć...

Prawda była zupełnie inna: Mama nawiązała kontakt z grupą ludzi z podwarszawskich miejscowości, których Niemcy zmusili do kopania okopów w Warszawie. Ludzie ci byli wyposażeni w narzędzie do kopania. Po pracy wracali do domów osobnymi wagonami (bez dachu). Mama podeszła do jednego z mężczyzn wracających z kopania okopów i poprosiła go:

- Ratuj pan moją córkę!

Z motyką na ramieniu, przy pomocy tego mężczyzny zmieszałam się z przyjezdnymi i wsiadłam do pociągu, chociaż Niemcy pilnowali, aby do wydzielonych wagonów nie dostawali się warszawiacy. Pilnujący nie zwrócili na mnie uwagi prawdopodobnie dlatego, że miałam motykę.

Wysiadłam z pociągu razem z moim przygodnym opiekunem w Piastowie. Ominął mnie pobyt w obozie w Pruszkowie i wysyłka na roboty do Niemiec!

"Myślałem, że wrócę do Warszawy"

Po upadku Powstania "Wańka" poszedł do obozu jenieckiego razem z kolegami z batalionu "Zaremba Piorun". Po zakończeniu wojny chciał wrócić do Warszawy, ale losy rzuciły go do Australii. Korespondowaliśmy wiele lat z sobą.

Przypisek mój:

Do tej relacji załączone jest zdjęcie "Wańki", przysłane z Australii i fotokopie fragmentów listów, pisanych ręcznie.

Zobacz galerię zdjęć:

Zofia Michalska-Szaruch ps. "Zośka"
Zofia Michalska-Szaruch ps. "Zośka"

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości