Krystyna Brzozowska ps. "Nasza"
Krystyna Brzozowska ps. "Nasza"
Beret w akcji Beret w akcji
547
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 13

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Krystyna Brzozowska ps. "Nasza" łączniczka

Niezwykły chrzest

Był 1 sierpień 1944 roku.

Upłynęło dwa tygodnie od naszego ślubu, a tu nadciągała wielka burza od wschodu. Wyczuwało się, że front  się zbliża, bo już było słychać pojękiwania umęczonej ziemi, a nocą dołem rozbłyskiwało niebo.

Mój mąż, Janusz Brzozowski ps. "Orlik", świeżo upieczony kapral podchorąży, został powiadomiony, że ma się stawić o 14.30 na odprawę elewów podchorążówki na Nowogrodzką, a siostra męża, Jadwiga Wykurzowa, zadzwoniła do mnie, żebym do nich dzisiaj przyjechała. Chcieli przed nadchodzącą nawałnicą wojenną ochrzcić swego półrocznego synka, Maćka, poprosiła mnie, abym go trzymała do chrztu. Więc koło południa pojechaliśmy oboje do Warszawy z Konstancina Jeziorny, gdzie zamieszkiwaliśmy z moimi rodzicami.

Bez żadnych przygotowań do chrztu udałam się z dzieckiem, jego rodzicami i dziadkami do kościoła Zbawiciela. Po drodze mijały nas odkryte samochody pełne żołdactwa z najeżoną bronią gotową do strzału. Widziało się wyraźnie, że chwila wybuchu jest  tuż. Po załatwieniu formalności ksiądz udzielił sakramentu chrztu i skierował nas przed wielki ołtarz, by dziecko polecić Bogu.

Właśnie w tej chwili rozległy się strzały, a mury kościelne wzmagały odgłosy z zewnątrz. Była godzina 17-ta.

Do kościoła schronili się wystraszeni przechodnie. Wbiegli także nie mniej  wystraszeni Niemcy szukający schronienia, jeden z nich skrył się do konfesjonału. Wśód Niemców byli ranni, wniesiono też zabitych. Ksiądz przyniósł maty i ułożono ich pod chórem. Znalazł się polski lekarz, który udzielił pomocy rannym zarówno Polakom jak i Niemcom.

Po jakimś czasie ksiądz zwrócił się do obecnych, żeby zeszli do podziemia, bo tam będzie bezpieczniej. Sytuacja była groźna i nie było wiadomo, co nas czeka. Na schodach prowadzących do podziemia odbyliśmy spowiedź powszechną.

Wieczorem nadjechały wozy pancerne i zabrano rannych i zabitych Niemców.

Przesiedzieliśmy w podziemiach całą noc. Nie mogłam zasnąć. Moja myśl biegła za mężem - gdzie też on walczy? - oraz do Konstancina do rodziców. Od 1942 roku należałam do AK w Rejonie V Gątyń Obwód VII "Obroża". Przeszłam przeszkolenie sanitarne i łącznościowe. Moją komendantką była "Urszula", wielka patriotka. Z pewnością przysłała po mnie łącznika (i rzeczywiscie tak było, do rodziców przyszedł Norbert Pankowski, mój kolega z  AK, i pytał o mnie.) Jak ja teraz nawiążę z nimi kontakt?

Zaczęło świtać.Nikt z przebywających w podziemiach nie próbował wychylić się z kościoła.

Postanowiłam wracać do mieszkania rodziny męża na Koszykową. Tam z pewnością mąż mnie będzie szukał. Poszłam do bocznego wyjścia z kościoła od ulicy Mokotowskiej, wyjrzałam - było cicho i spokojnie. Wróciłam do podziemi i namówiłam do wyjścia całą rodzinę męża. Pierwsza przeskoczyłam ulicę Mokotowską, nie padł żaden strzał. Gdy zobaczyli, że można przejść, ruszyli za mną. Były już przebite przejścia pomiędzy domami, więc przez podwórka dotarliśmy na Koszykową 35. Tam na zbudowanej w nocy barykadzie już powiewała nasza polska  flaga. Co za radość!

Paliło się zdobyte wczoraj przez powstańców Poselstwo Czechosłowackie. Zgłosiłyśmy się z babcią Wykurzową do gaszenia.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości