Beret w akcji Beret w akcji
1205
BLOG

A jednak uczymy się. Na kompletach Królowej Jadwigi

Beret w akcji Beret w akcji Polityka Obserwuj notkę 36

Tę notkę dedykuję Sgosi - jako że wielokrotnie zajmowała się problemami wychowania młodzieży, roli szkoły i kwestia ta leży Jej na sercu. Te wspomnienia pokazują, jak wyglądała nauka w czasie okupacji, a częściowo przed wojną. Pokolenie, uczące się w tych i podobnych szkołach - to ogromna część Powstańców Warszawy.

A jednak uczymy się (Wspomnienia Krystyny) Z książki "Na kompletach i na barykadach"

Władze niemieckie zamknęły szkoły średnie, żeby nam uniemożliwić zdobycie wykształcenia, wobec tego pani dyrektor Frankowska przystąpiła do organizowania tajnego nauczania.

Nasza klasa została podzielona na kilka klas zwanych kompletami. Za naukę na kompletach będziemy płacić, bo przecież nasi nauczyciele muszą z czegoś żyć. Będzie realizowany program szkolny obowiązujący przed wojną. Dyrekcja zwróciła się do rodziców z prośbą o udostępnienie mieszkań. Moi rodzice od razu wyrazili zgodę; lekcje będą się odbywały w stołowym pokoju. Jest to obszerny pokój o dwóch oknach wychodzących na podwórze. Pośrodku stoi stół; pomieścimy się przy nim wszystkie wygodnie, bo mozna go rozsuwać. (Po rozłożeniu stół jest tak duży, że nadaje się do gry w ping-ponga). Tablicy szkolnej nie będzie...

Cieszę się bardzo z możliwości kontynuowania nauki i równocześnie jestem ogromnie ciekawa, które koleżanki będą w mojej grupie, kto nas będzie uczył, jak będą przebiegały lekcje w zupełnie innych niż dotychczas warunkach, jakie będą wymagania?

Nasz komplet okazał się bardzo liczny, jest nas aż dziewięć: Wanda Cybulska, Janka Durasiewicz, Irka Gecow, Irka Kacówna, Hanka Korejwo, Jadzia Paczuska, Lucyna Rudzińska, Danka Węgrzecka, Hala Zarembianka i ja.

Języka polskiego uczy nas moja kochana przedwojenna wychowawczyni, wspaniała polonistka, pani profesor Maria Strońska, łaciny - pani profesor Germain (ktorej w pierwszej klasie panicznie bałyśmy się), a francuskiego - Mademoiselle Główczewska, popularnie zwana "Cebulą" ze względu na komiczne, gładziutkie uczesanie, zakończone na czubku głowy małym koczkiem. Historii nie będzie nas uczył nasz dawny nauczyciel, pan profesor Paszkiewicz, gdyż przebywa w oficerskim obozie dla jeńców w Murnau, tylko pani profesor Gizela Gebertowa, autorka podręcznika, wymagająca, dowcipna, wspaniała historyczka. Inni profesorzy mniej mnie interesują, bo przedkładam przedmioty humanistyczne nad matematyczno-przyrodnicze.

Plan lekcji jest zupełnie inny niż był w szkole. W normalnych czasach miałyśmy w ciagu dnia 5 - 6 róznych przedmiotów prowadzonych przez różnych profesorów. Nawet nie zastanawiałyśmy się nad tym, jak to było madrze pomyślane. Obecnie, ze względu na trudności z dojazdami, odbywają się po 2 - 3 lekcje z tym samym nauczycielem. Nie łatwo jest wytrzymać parę godzin fizyki, chemii czy też biologii prowadzonych wylącznie metodą wykładową, bo przecież nie ma żadnych możliwości robienia doświadczeń.

Z każdego przedmiotu jesteśmy codziennie odpytywane. Ambicja nakazuje znać zadany materiał, żeby móc trafnie odpowiedzieć. Odpowiadamy siedząc, nie ma obowiązku wstawania. Nikt nawet nie usiłuje podpowiadać. Atmosfera jest serdeczna, znikł wielki dystans jaki istniał przed wojną między profesorem a uczniem, profesorki zwracają się do nas po imieniu. Nie nosimy mundurków ani tarcz, ale wcale nie cieszymy się z tego. Teraz, kiedy okupant odmówił nam prawa do nauki, każda z nas chętnie przyszyłaby do rękawa niebieską tarczę ze srebrną dziesiątką.

Lekcje odbywają się w kilku domach na zmianę, aby zbytnio nie zwracać uwagi otoczenia.

Pewnego razu zebrałyśmy się na lekcje u Luli Rudzińskiej. Jesteśmy już wszystkie, czekamy na profesorkę. Mimo zakazu rozmawiamy głośno, śmiejemy się, z pewnością świetnie nas słychać na schodach. Porozkładałyśmy na stole atlasy geograficzne, których nie wolno przynosić na komplety. Rozlega się dzwonek. Jesteśmy przekonane, że przyszła nauczycielka geografii, rozmowy cichną. Lula wychodzi do przedpokoju otworzyć drzwi wejściowe. Po chwili wpada do nas z przerażeniem w oczach, zamyka na klucz drzwi do naszego pokoju i szeptem mówi:

- Niemiec przyszedł!

- Po co zamknęłaś, jeszcze zacznie strzelać!

Szybko wrzucamy za piec atlasy. Siedzimy przy stole wystraszone. Nie ruszamy się ani nie odzywamy. Pukanie powtarza się. Co teraz będzie? Co zrobi Niemiec? Po chwili słyszymy kroki oddalające się w głąb mieszkania. Widocznie zrezygnował z dobijania sie do nas i poszedł szukać kogoś dorosłego. Bardzo wystraszył gospodynię, panią Zofię, gdy nagle pojawił się w kuchni. Okazało się, że przyszedł w konkretnej sprawie zarekwirowania motorówki państwa Rudzińskich i nasza grupka go nie zainteresowała. Skończyło się więc tylko na strachu.

U mnie musimy zachowywać się szczególnie cicho i nie zwracać na siebie uwagi, bo sąsiedzi mieszkający na parterze pod nami podpisali Volkslistę i zmienili tabliczkę na drzwiach z Kurowicki na von Kurowicky. Nie wiadomo, czego się po nich spodziewać.

Niemcy nakazują Polakom pochodzenia żydowskiego nosić na przedramieniu opaskę z gwiazdą, szykanują ich na ulicach. Biedna Irka Kacówna musi chodzić w takiej opasce. Czuje się tym bardzo skrępowana i zawsze w bramie zdejmuje ten upokarzający symbol. Z chwilą utworzenia getta dla ludności żydowskiej proponujemy jej, żeby ukryła się w aryjskiej części miasta. Ale ona ma w getcie całą rodzinę i chce być ze swoimi bliskimi. Pewnego dnia Irka już nie przyszła na komplet... zrobiło się nam bardzo smutno.

Do naszej grupy dołączyła nowa uczennica, Marysia Karwowska. Spokojna, małomówna, początkowo robiła wrażenie wystraszonej wśród naszej zżytej, krzykliwej paczki. I właśnie z Marysią bardzo się zaprzyjaźniłam, mimo dużych różnic usposobienia. Marysia pochodzi z Białegostoku, jest córką lekarza. Uciekła do Warszawy z mamusią i młodszą siostrą Ninką, tatuś jej przebywa w obozie. Jest bardzo solidna, słowna, umie dochować tajemnicy - dużo cech jej charakteru bardzo mi odpowiada. Mieszka na ul. Nowogrodzkiej, blisko mnie, możemy się często odwiedzać i nawet razem odrabiamy lekcje.

Przedwojenna "Królowa Jadwiga"

Pokazałam Marysi od zewnatrz gmach naszego gimnazjum im. Królowej Jadwigi, bo przecież ona do niego nie uczęszczała. Teraz do wnętrza wchodzić nam nie wolno. Gmach jest wspaniały, czterokondygnacjowy, trójskrzydłowy. Fasadę z glównym wejściem, znajdujacą się od strony placu Trzech Krzyży, zdobią kolumny, nad kolumnami umieszczone są figury, a na szczycie - monogram szkoły i korona jej krolewskiej patronki.

- Przez główne wejście - opowiadam Marysi - wchodziło się do dużego holu. Na parterze mieścił sie gabinet pani dyrektor Frankowskiej i kancelaria. My wchodziłyśmy do szkoły od strony ul. Wiejskiej przez dziedziniec szkolny. Po frontowych schodach nie wolno nam było chodzić.

Przerywam opowiadanie i zaczynam się śmiać.

- Wiesz, Marysiu, w zeszłym roku jak bylam w pierwszej klasie, to chciałam koleżankom udowodnić, że jestem odważna. Przyniosłam do szkoły malutkiego misia ze spadochronem i spuściłam z drugiego pietra właśnie w tej zakazanej dla nas części budynku. Potem cała mokra ze strachu zbiegłam po schodach, podniosłam misia, który wylądował w holu i wbiegłam z nim na górę, gdzie grupa koleżanek z daleka obserwowała, co z tego wszystkiego wyniknie. Nic się nie stalo, bo żadna z profesorek nie zauważyła.

Na dachu szkoły jest taras. Wchodziło się tam z sali gimnastycznej. Bardzo dumne byłyśmy z niego, bo inne szkoły tarasów nie miały. Pod salą gimnastyczną była piękna aula z kolumnami i z popiersiem Królowej Jadwigi, pod aulą - sala teatralna, a na samym dole - nasza szkolna sala jadalna. Pracowały tam społecznie matki z Koła Rodzicielskiego, wśród nich żony wyższych oficerów, a czasem nawet bogatych przemysłowców i ministrów.

Nasza szkoła ma bardzo ciekawą przeszłość. Najpierw to była prywatna pensja dla panien pani Jadwigi Sikorskiej. Uczyła się w niej sławna uczona, Maria Skłodowska i jej siostra, Helena. Córka Romualda Traugutta, dyktatora powstania styczniowego, Alojza Traugutt, była nauczycielką. Na tę pensję uczęszczała również bratowa mojej mamusi, ciocia Mita z siostrą, mieszkały w internacie szkolnym.

W 1918 roku pani przełożona Sikorska przekazała bez odszkodowania swoją szkołę państwu. Tak powstało pierwsze państwowe polskie gimnazjum żeńskie w kraju. Nadano mu imię Królowej Jadwigi. Po kilku latach gimnazjum otrzymało ten piękny gmach, ktory nam teraz zabrali Niemcy! Teraz już wiesz, Marysiu, do jakiej wspaniałej szkoły trafiłaś i dlaczego szczycimy się tym, że jesteśmy "Królewiankami".

Cdn.

Zobacz galerię zdjęć:

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka