Rząd przeznaczył 3 mln zł na kampanię informacyjną dot. nowego systemu emerytalnego; ma ona przekonać obywateli o zaletach i rozwiać ewentualne obawy, związane z nowym systemem.
Obejrzałam spot telewizyjny w ramach owej kampanii, prezentujący przerażoną pięćdziesięciodziewięciolatkę, która pyta dramatycznie: "Miałam za rok przejść na emeryturę - jak to, czyż mam jeszcze pracować 8 lat?" I natychmiast pada uspokajająca odpowiedź ; łagodny głos pani, reklamującej kremy najnowszej generacji czy nowe produkty ubezpieczeniowe, leje miód na stroskaną duszę: "Ależ nie, pani to nie dotyczy w najmniejszym stopniu... A osoby trochę młodsze popracują tylko odrobinę dłużej... To reforma dla dobra naszych dzieci..."
Uff, kamień spada z serca. Świetna reforma - nas nie dotyczy, a naszym dzieciom będzie lepiej.
Jako podatnik protestuję przeciwko wyrzucaniu pieniędzy publicznych na propagandowe bzdury. Jako obywatelka protestuję przeciwko traktowaniu obywateli jak idiotów.
Jeśli rząd przedstawia kobietę lat 59 jako kretynkę, nie potrafiącą pojąć istoty reformy i najprostszych spraw - to jak może jednocześnie przekonywać, że takie kretynki (przyszłe) mają pracować do 67-ego roku życia? Nie widzę w tym cienia logiki.
Wymienię kilka znanych pięćdziesięciodziewięciolatek: Hanna Gronkiewicz-Waltz, Krystyna Janda, Anna Dymna. Płeć brzydszą z tego rocznika reprezentuje choćby Prezydent Bronisław Komorowski. Rozumiem, że stargane nerwy wymienionych pań zostały ukojone tym spotem... Pana zapewne również.
Ad rem. Mainstreamowe media przyjęły strategię wmawiania, że ten nowy wiek emerytalny dla kobiet to odległa przyszłość, dotyczy tylko obecnych 38-latek - kiedyś tam, kiedyś... A wtedy wszyscy i tak będą już zupełnie inni - zdrowi, sprawni, wiecznie młodzi i będą żyć do setki.
No i dla naszych dzieci to robimy. Chwileczkę... moje dziecko (kobieta) ma właśnie 38 lat - znaczy dla niej to takie korzystne? I państwo gwarantuje jej zdrowie, sprawność a i pracę do 67-go roku życia, no i życie do 90-100 lat? No nie gwarantuje. Gwarantuje jedno: niezależnie od jej stanu zdrowia, możliwości pracy na rynku i indywidualnej sytuacji nie dostanie emerytury przed ukończeniem 67 lat. No sorry - jako matka jakoś nie widzę, by ta reforma uszczęśliwiała moje dziecko.
A teraz ad rem. Praca do 67-roku życia dotyczy, owszem, obecnych 38-latek. A jak jest ze starszymi kobietami? Opracowałam tabelę - nie jest dokładna, gdyż ilość miesięcy zależy od miesiąca urodzenia konkretnej kobiety (od- do). Niemniej są to wartości przybliżone.
Czyżby naprawdę reforma nie dotyczyła obecnego średniego pokolenia, nawet tego na dwa lata przed emeryturą (wg starych zasad)? Nie dotyczy istotnie tej pani ze spotu, lat 59 (rocznik 1953). Ale już jej o rok młodszej koleżanki, lat 58 - a i owszem; w zależności od tego, w którym miesiącu się urodziła, bedzie pracować 1-4 miesięcy dłużej. Jej koleżanka lat 57 - odpowiednio o 4-8 miesięcy dłużej. Itd.
1954 58 lat + 4 miesiące
1955 57 lat + 8 miesięcy
1956 56 lat + 1 rok
1957 55 lat + 1 rok 4 miesiące
1958 54 lata + 1 rok 8 miesięcy
1959 53 lata + 2 lata
1960 52 lata + 2 lata 4 miesiące
1961 51 lat + 2 lata 8 miesięcy
1962 50 lat + 3 lata
1963 49 lat + 3 lata 4 miesiące
1964 48 lat + 3 lata 8 miesięcy
1965 47 lat + 4 lata
1966 46 lat + 4 lata 4 miesiące
1967 45 lat + 4 lata 8 miesięcy
1968 44 lata + 5 lat
1969 43 lat + 5 lat 4 miesiące
1970 42 lata + 5 lat 8 miesięcy
1971 41 lat + 6 lat
1972 40 lat + 6 lat 4 miesiące
1973 39 lat + 6 lat 8 miesięcy
1974 38 lat + 7 lat
Przypomina mi się, jak panowie ze Szkła Kontaktowego wyśmiewali posłankę Marzenę Wróbel, która skarżyła się na podniesienie wieku emerytalnego.
"Ach, och, nie chcemy wytykać wieku pani poseł - ale sprawdziliśmy - ma lat 49; przecież jej ta reforma nie dotyczy, dotyczy dopiero kobiet 38-letnich".
Dotyczy, dotyczy. Pani poseł będzie musiała pracować 3 lata i 1-4 miesiące dłużej (w zależności od miesiąca urodzenia).
Mam dosyć kłamliwej propagandy, półprawd i zamazywania rzeczywistości. Reforma jest konieczna - to i dla mnie nie ulega wątpliwości. Ale jaka , jak ją przeprowadzić i jak wyjaśnić społeczeństwu jej nieuchronność - to zupełnie inna sprawa. Na pewno nie wyrzucaniem 3 mln na idiotyczne, ogłupiające spoty i obłudne slogany pseudoinformacyjne.
"Reforma" w zaproponowanej postaci ma jeden cel - ogromne, miliardowe oszczędności budżetowe w związku z niewypłacaniem kolejnym grupom emerytur (które to grupy pobierałyby te emerytury, gdyby nie reforma). Rocznie dotyczy to ok. 300-400 tys osób - właśnie w wiek emerytalny wszedł największy powojenny wyż demograficzny i liczba emerytów zaczęłaby rosnąć lawinowo. Rząd dodatkowo liczy na składki od tych osób. Cóż, jeśli nie znajdą one pracy, składek wpłacać nie będą - ale emerytur też pobierać nie będą. Niech każdy sobie radzi jak potrafi. Oszczędność i tak jest. Znaczna część osób w tym przedziale wiekowym nie dożyje w ogóle emerytury - takie są niezmienne (mimo starań rządu) prawa natury. Też oszczędność.
I jeszcze coś - dla przypomnienia młodszym. Skąd przywilej emerytalny dla kobiet - wcześniejsze przejście na emeryturę, mimo że średnia długość życia kobiet jest wyższa niż mężczyzn.
1. Regulacja ta pochodzi z czasów, gdy średnio na rodzinę przypadało troje dzieci; kobieta pracując zawodowo i wychowując dzieci, była niejako na 2-3 etatach. A i panowie mniej się kiedyś kwapili do dzielenia obowiązków domowych, gdyż obyczajowość była inna. Wcześniejsza emerytura była jakby rekompensatą dla kobiet za podwójną-potrójną pracę.
2. Na instytucji babci opierała się w wielu przypadkach rodzina; jedynie babcia umożliwiała pracę zawodową młodym. Dziś z powodu migracji i rozbicia rodziny wielopokoleniowej sytuacja również pod tym względem uległa zmianie.
Dziś żyjemy w innym świecie. Kobiety rodzą średnio mniej dzieci, a i znacznie później. Mężczyźni bardziej uczestniczą w obowiązkach domowych i wychowaniu potomstwa. O zrównaniu wieku emerytalnego trzeba rozmawiać - ale nie w formie infantylnych spotów i kłamliwych sloganów. Dobra była pierwotna propozycja PSL-u - o trzy lata wcześniejsza emerytura dla kobiety za każde dziecko; był to jednocześnie element polityki prorodzinnej. Co z tej propozycji pozostało? Ano jak zwykle - przywileje dla rolników.
I jeszcze ważny aspekt, ostatnio przemilczany. Obecny wiek emerytalny - 65 lat i 60 lat - to wiek ustawowy, praktycznie większość emerytów jest na tzw. wcześniejszych emeryturach. Średni wiek faktycznego przechodzenia na emeryturę to dla kobiet 56-57 lat, dla mężczyzn 62-63 lata.
No i ogromne grupy uprzywilejowane (służby mundurowe, wojsko, sędziowie, prokuratorzy, rolnicy), których emerytury pochłaniają rocznie ponad 30mrd zł. Odebranie praw nabytych? Obniżenie bardzo wysokich emerytur już wypłacanych - czterdziestolatkom? No niby nie można - a jednocześnie co z prawami nabytymi kobiet z roczników choćby 1954 - 1964? Niektóre z nich przepracowały już ponad 40 lat. Ta "reforma" pozbawia je praw nabytych do emerytury w wieku 60 lat, nie mówiąc już o prawie do emerytury wcześniejszej. Rząd przejmuje się prawami nabytymi tylko w określonych przypadkach i w stosunku do wybranych grup.
Może najlepiej byłoby po prostu zacząć od tego?