Beret w akcji Beret w akcji
331
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 120

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Eugeniusz Boratowski "Kiemlicz" bat. "Bełt" komp. "Skiba" pluton "Wysockiego"

Placówka na Brackiej róg Alej -cd.

Wlazł na gruzy leżące na suficie "bunkra", stamtąd rzucił granat powstańczej produkcji.

Był to granat, który przed wyrzuceniem należało zapalićprzez potarcie wystającego zapalnika. Knot zapalał się i wtedy trzeba było rzucać. No więc pchor. "Wacek" granat zapalił, ale tym razem zdradził swoje stanowisko. Czy coś się od tego granatu Niemcom stało - tego nie wiadomo.

Następnego dnia o zmierzchu ja miałem służbę. Siedziałem wygodnie na krześle przy ścianie z worków, obserwując przez otwór strzelniczy BGK i leżący przed nim ogród.

"Błyskawicę" trzymałem na kolanach.

Było zupełnie cicho. Obok mnie siedziała sanitariuszka "Ewa".

Rozmawialiśmy szeptem. W pewnym momencie usłyszałem dochodzący z ogrodu lekki trzask i po chwili nad naszymi głowami rozerwał się pocisk. Oczy i usta natychmiast były pełne ziemi. Wyskoczyliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie siedziała reszta plutonu i sanitariuszki.

Natychmiast kilku chłopców wskoczyłona nasze miejsce. Nic się jednak nie działo.

Okazało się, że pocisk granatnika leżąc stromym torem trafił w niezasłoniętą część okna i rozerwał się na worku z ziemią.100 kg ziemi po prostu znikło. Jednak niezupełnie. Miałem ją za koszulą, w spodniach i butach, "Ewa" to samo. A "Błyskawica" była zupełnie nią zatkana. Trzeba było ją całą rozbierać.

Gdybyśmy siedzieli nie przy samej strzelnicy, a trochę dalej, odłamki poszłyby w nas, a tak posiekały całą ścianę za naszymi plecami od sufitu do podłogi. Ano - nie było sądzone.

Kolejne wydarzenie świadczy, że Niemcy nie zawsze pilnowali i obserwowali nas.

Zauważyliśmy mianowicie, że przed naszą strzelnicą na Brackiej leży coś na kształt karabinu.

Intrygowało to nas. Któregoś popołudnia wachmistrz "Barcz" nie wytrzymał i odbarykadowawszy  bramę, usytuowaną na wprost BGK, wyszedł spokojnym krokiem na ulicę. Pod ścianą budynku poszedł w lewo, podniósł to "coś" i spokojnie wrócił.

To "coś" to była lufa wymienna do CKM, umieszczona w specjalnym futerale. Za "Barczem" wyszedłna ulicę por. "Skiba". Jego zdobyczą był hełm.

Na jezdni w Alejach, mniej więcej tam, gdzie kończył się budynek BGK i zaczynał ogród, stał wrak samochodu ciężarowego. stojący wrak bardzo zainteresował naszego "Pola". Którejś ciemnej nocy podczołgał się do niego i znalazł tam sporo konserw, które naturalnie przeniósł.

W wiele lat po Powstaniu, z relacji ppor. "Antka" z batalionu "Kiliński" dowiedziałem się, że zniszczenie tego samochodu i wybicie załogi niemieckiej było dziełem jego plutonu.

Stało się to 15 sierpnia. Później, gdy nasi zajęli "Cristal" i "Cafe Club", dwóch żołnierzy ppor. "Antka", mianowicie "Michał" i "Anglik", podczołgali się nocą do samochodu i zabrali wybitej załodze broń i amunicję. Dla nas zostawili konserwy.

Bohaterem innego wydarzenia był wspomniany już pchor. "Wacek".

Sierpień był upalny. Wodociągi nie działały od 14 sierpnia.

Nasze dziewczęta - sanitariuszki zdobywały gdzieś wodę i trzymały ją w butelkach półlitrowych na zapleczu placówki - "bunkra". W tym pomieszczeniu stały również butelki zapalające, a wśród nich znalazła się - nie wiadomo po co i skąd - butelka z kwasem siarkowym. "Wackowi" chciało się pić. Chwycił pierwszą lepszą butelkę, przechylił do ust i natychmiast wypluł. Całe szczęście, że nie połknął. Był to kwas siarkowy.

Jama ustna była popalona. Sanitariuszki przez wiele dni miały z nim dużo roboty. Wszystko skończyło się jednak szczęśliwie.

Mnie też się przytrafiło. A wszystko przez te muchy, których było pełno. Po zejściu z placówki w bunkrze położyłem się w pomieszczeniu mieszkalnym na materacu, aby trochę odpocząć. Muchy jednak nie pozwałały na to, ciągle siadając na twarzy. Odganiałem je, ale to nie pozwalało mi zasnąć. W pewnym momencie zauważyłem, że nic mi już po twarzy nie łazi.

Zdziwiony otworzyłem oczy i cóż widzę. Jedna z naszych trzech gracji sanitarnych, siedzących poprzednio pod przeciwległą ścianą, zmieniła miejsce, klęczy obok mnie i chusteczką odgania muchy z mojej twarzy. Przyznam się, że sanitariuszka ta, nota bene, opiekuje się mną do dziś.

We wrześniu, było to dziesiątego, w trybie alarmowym zabrano nas z Brackiej na Nowogrodzką 22. Nigdy już na Bracką nie wróciliśmy. Słyszałem, że po nas miał tam swoje stanowiska "Sokół", lecz został przez Niemców wyparty.

Potem musiano odbierać im ten bunkier.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości