Beret w akcji Beret w akcji
286
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 122

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Plut. pchor. "RZUT" batalion "Ruczaj" kompania "Tadeusz"

Najczarniejszy dzień plutonu 137 - cd.

Nic z tego nie rozumiem, ale wszystko jest już nieważne. Odmeldowuję się i pedzę na kwaterę. Nasi jednak nie wrócili, są wiadomości o jakichś stratach. Biegnę do Instytutu Głuchoniemych, już się ściemnia. Na rogu Mokotowskiej i pl. Trzech Krzyży spotykam naszą sanitariuszkę "Myszkę", jest ranna w oko, obok na noszach leży "Wilke". Pytam, gdzie są nasi, odpowiada, że wycofują się, koniec walki, nie mam już po co iść, bardziej przydam się przy transportowaniu rannego "Wilkego". Chwytam nosze, idziemy do szpitala na Mokotowskiej 55, a "Myszka" opowiada:

- "O świcie objeliśmy stanowiska wyjściowe na Książęcej 7 i 9, w warsztatach Steyera, w domku Pniewskiego, w domku Ambasady Chińskiej i w terenowych zagłębieniach skarpy. Z prawej strony ubezpieczał nas jakiś 15-osobowy oddział. Połowa domku chińskiego była w rękach Niemców i trzeba było zdobywać ją granatami, by oczyścić teren. Niemcy są wyraźnie zaniepokojeni naszą akcją. Pokrywają całą skarpę ogniem z broni maszynowej, strzelają od strony szpitala Św. Łazarza, od Ludnej i Rozbrat, z wiaduktu mostu i od strony Sejmu. Nie widać, gdzie są nasi z Czerniakowa, oddziały "Zośki" i "Parasola". Coraz większe siły wprowadzają do walki. Zaczynają wybuchać pociski artyleryjskie, trafiają w domy, wyrzucają fontanny ziemi na skarpie. Mamy straty, trudno dotrzeć do rannych. Jesteśmy przyduszeni do ziemi tą nawałą ognia. A jeszcze od Ludnej atakują dwa czołgi i od Sejmu czołgi. Niemcy boją siębutelek z benzyną, utrzymują bezpieczną odległość, ale prażą. Czy myślą, że jest nas cały pułk? Jakby tego wszystkiego było jeszcze za mało, nadlatuje samolot i zrzuca bomby, ale ostrożnie, by nie trafić na swoich. Słyszymy dwa wybuchy, daleko, koło pl. Trzech Krzyży. Nie wytrzymał oddział z prawej flanki i wycofał się... My też u kresu sił. Dużo rannych, ciągle nowi. Ciężko ranni: "Sęp", "Rymwid", "Wilke", "Soból", "Kazuro"."

Opowiada, drży, słucham i drżę... Zginął "Maks", fajny kolega z mojej konspiracyjnej drużyny, w kolejarskim mundurze, nawet nie znam jego nazwiska... Zginął "Andraszek" z Dywizjonu "Jeleń", często opowiadał o swym synku, razem z nim zginął "Kajtek", zawsze promienny okularnik. Klęska.

Zostawiamy "Wilkego" w szpitalu Mokotowska 55, gdzie już leżą "Soból" i "Kazuro". Wstępuję do szpitala Chopina 17, dokąd zaniesiono "Sępa", "Chmielewskiego", "Sławomira", "Granicza" i innych. Już nie idę do szpitala Marszałkowska 40, gdzie również umieszczono naszych rannych, nie mogę, mam dosyć. Tylu rannych, nawet nasze wspaniałe sanitariuszki "Jagienka" i "Myszka". A ja siedziałem w dowództwie, jak za piecem. Dlaczego, po co? Mam do nich wielki żal, nie przychodzi mi wówczas na myśl,  że, być może, dzięki temu żyję.

Po paru godzinach, już nocą, wrócili z akcji na kwaterę zupełnie wyczerpani koledzy: "Tetera", "Stach", "Marian", "Sapieha", nasz dowódca "Żarski", "Wilk" i jeszcze paru. Tylko tylu zostało wraz z sanitariuszkami "Igą" i "Lilką", wcześniej przybyłymi z rannymi, z bojowego, sprawnego, dobrze uzbrojonego plutonu. W jeden dzień, najczarniejszy dzień I plutonu I kompanii batalionu "Ruczaj".

Tej nocy zmarł "Kazuro", szesnastego września "Wilke", siedemnastego "Soból". Wszyscy inni ranni powrócili do plutonu po dłuższym czy krótszym leczeniu, z wyjątkiem "Sępa" i "Rymwida", którzy długo jeszcze kurowali się, nawet w obozie jenieckim.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości