Beret w akcji Beret w akcji
783
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 133

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 34

Jerzy Jezierski ps. "Jurek" bat. "Bełt" komp. "Budzisz"

Walki o szkołę pożarniczą

Miałem wówczas 17 lat i pistolet  "siódemkę" (na spółkę z "Dryblasem"), sporo odwagi a przede wszystkim chęć poświęcenia się dla Ojczyzny.

Gdy por. "Pełka" ogłosił, że potrzebni są ochotnicy do akcji bojowej, znaszej drużyny zgłosiliśmy się we trzech: "Dryblas", "Wtorek" i ja. Otrzymaliśmy rozkaz udać się do Agrilu na Nowym Świecie 8. Droga wiodła przez plac Trzech Krzyży, pod barykadą na Nowym Świecie i dalej piwnicami Nowego Światu w kierunku Alej. W piwnicach było ciasno od ludzi siedzących i leżących na tobołkach. Czułem strach tych ludzi, znajdujących się w sąsiedztwie stanowisk niemieckich. W blasku świec ludzie zwracali do nas twarze, pytając, jak długo to piekło będzie trwało.

Gdy przyszliśmy do Agrilu, było tam już ze 40 powstańców. Stanęliśmy wszyscy w dwuszeregu, a por. "Mańkowski" rozpoczął odprawę. Powiedział, że chodzi o odbicie Szkoły Pożarniczej, którą Niemcy zajęli dziś rano. Zapoznał nas z rozmieszczeniem stanowisk własnych i nieprzyjaciela. Pokazał szkic planu Szkoły i otoczenia. Całą akcję podzielił na dwa oddzielne zadania: zajęcie oficyny wypalonego budynku Nowy Świat 8/10, przylegającego do szkoły oraz uderzenie na Szkołę. Powiedział:

- Odebranie tej szkoły jest ważne dla Powstania. Mając ją w ręku Niemcy mogą wyjść na plac Trzech Krzyży i od tyłu zająć Aleje Jerozolimskie. Atak na Szkołę bedzie przeprowadzony od dachu i od parteru.

Porucznik zwrócił się do wszystkich, aby wystąpili ochotnicy do ataku od góry zaznaczając, że jest to akcja niebezpieczna, z której nie ma odwrotu, jeśli się nie powiedzie.

Między innymi zgłosiła się nasza trójka. Od tej chwili, czekając na swoją rolę, byłem widzem rozpoczynającej się akcji.

Około godz. 17.00 drużyna sierż. "Żuka" przeszła pod murami do przedniej części budynku, który miał być zajęty w pierwszym rzucie i rozmieściła się w miejscach wyznaczonych. Wiedzieliśmy, że tylna część budynku była zajęta przez Niemców. Jeden z naszych wychylił się z otworu drzwiowego i otrzymał strzał w lewą pierś. Był to "Jur". Wypowiedział jeszcze słowa: "O jak boli". Po akcji pochowaliśmy go w ogródku za Agrilem. Odwiedziłem jego grób po wojnie i przed ekshumacją zabrałem z niego bagnet i hełm, które to przedmioty mam do dziś.

Należało oficynę zająć, ale wszyscy się wstrzymali porażeni śmiercią "Jura". I wtedy zobaczyłem, jak przez bramę wyszedł młody powstaniec w hełmie z biało-czerwoną opaską, spokojnym krokiem przeszedł podwórko, nie spiesząc się, odbezpieczał i rzucał granaty w zabarykadowane do polowy okna parteru, skąd strzelali Niemcy. Nasi skorzystali oczywiście z tego i natychmiast zajęli oficynę. Poza dwoma zabitymi Niemcami nikogo w budynku nie było.

Nikt od "Bełta" nie znał tego młodego powstańca, który przyczynił się do zdobycia oficyny. Był to bowiem żołnierz od "Osy" Strz. "Tafon".

Po zajęciu oficyny, skąd miała wyruszyć jedna grupa atakująca lewy parter Szkoły, przyszła kolej na nas. Ochotnicy nacierający z dachuprzeszli na szóste piętro Monopolu, który stał w odległości kilku metrów (wydaje mi się, że 7-8 metrów) od Szkoły. Z okna tego budynku mieliśmy przejść po kładce z drabiny na dach Szkoły i czekać do momentu wystrzału z Piata. Miał do być dla nas sygnał, że natarcie na parterze ruszyło i że my też mamy zaczynać.

Na 6 piętrze było nas chyba czternastu. Powiedziano nam, że w Szkole są dwie klatki schodowe, łączące się ze sobą na każdym piętrze korytarzem. Podzielono nas na dwie grupy i polecono każdej z nich schodzić inną klatką schodową. Dowódcą naszej grupy był kapral podchorąży "Grot" uzbrojony w peem.

Ja z "Dryblasem" mieliśmy jedną siódemkę i bagnet. Reszta i tego nie miała. Wszyscy otrzymaliśmy po 2 granaty powstańcze. Do dziś nie wiem, dlaczego tylko po dwa. Czy więcej nie było, czy też nie mogliśmy więcej nieść, gdyż zapalały się przez potarcie. Granatów nie mogliśmy włożyć do kieszeni, bo mogły wybuchnąć. Musieliśmy je trzymać w dłoniach.

 Drabina-kładka, po której mieliśmy przejść na dach Szkoły, była bardzo wąska i długa. Po przerzuceniu jej przez okno na dach Szkoły leżała poziomo. Siadaliśmy na nią okrakiem, trzymając w każdej dłoni granat i tak przesuwaliśmy się do przodu. Wystarczyło osunięcie dłoni, aby zwalić się w dół w z wysokości szóstego piętra.

Przypominam sobie wzruszenie żegnających nas łączniczek i por. "Mańkowskiego", którego z tej akcji pamiętam, jako niezmiernie ruchliwego i wszędobylskiego.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości