Beret w akcji Beret w akcji
596
BLOG

Drodzy Czytelnicy Wspomnień z Powstania Warszawskiego - List 3

Beret w akcji Beret w akcji Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

                                                          Jelenia Góra 29.2.96

Droga Koleżanko!

Dziękuję serdecznie za miły liścik. Postaram się odpowiedzieć na zadane pytania.

Posyłam Pani część strony 142, resztę zniszczę. Zależy mi na tym, aby w moich wspomnieniach była wyłącznie ścisła prawda. Ten fragment - odrębny w swym temacie - napisałem na podstawie opowiadania śp. Sławka Szeffera i mam podstawy przypuszczać, że jest niezbyt prawdziwy. Nie chciałbym, żeby się powtórzyła sprawa nieszczęśnych sztandarów pułkowych...

Oczywiście zmiana tytułu na "Pluton Kulawego" może być słuszna, ale to należy dopasować do tego, jakie fragmenty poszłyby do druku. To jeszcze zdążymy uzgodnić.

Ja byłem z konspiracji kapralem podchorążym, plutonowego dostałem pod koniec Powstania. Formalnie byłem tylko d-cą pierwszej sekcji II drużyny plutonu Kulawego.

Z tymi dowódcami były dziwne historie. Ppłk Bogumił, nim zniknął gdzieś w cieniu (chyba wiek był przyczyną Jego niedołęstwa), obsadził swój pluton sześcioma (pod)-porucznikami. Po wielu latach dowiedziałem się od "Krzesława" (Romana), że prawdziwym oficerem był najwyżej jeden - "Kulawy". Taki "Stary" był półanalfabetą. Otoczenie "Sławbora" ich rozeznało i w różny sposób dyskretnie wycofywało. Np. "Ryś" był teoretycznie d-cą II drużyny, ale prawie niewidocznym po dwóch leciutkich zranieniach, więc go często zastępowałem.

Tego wieczoru, gdy byłem u Pani, czytałem wspomnienia zmarłego przed 10 laty Jana Zarańskiego. Niestety okres powstańczy tak jest skrótowo naszkicowany, że nie do wykorzystania. Z Jego opowiadań zbyt mało dziś pamiętam.

Kazimierz Leski ciepło Go wspomina ze wspólnego pobytu we Wronkach. Przeglądałem nowe wydanie Jego książki - muszę przyznać, że troszkę skorygował na podstawie mojego "Plutonu", a nadto umieścił - pod koniec książki - moje zdjęcie.

Pyta Pani o moją "polszczyznę". Maturę zdawałem w r.1942 na kompletach gimnazjum im. A.Mickiewicza w Warszawie. Gdy w r. 1946 zapisałem się na studia, zwróciłem się do ówczesnej Głównej Komisji Weryfikacyjnej. Odpisał mi natychmiast jej przewodniczący - nazywał się chyba prof. Dadlez. On też był przewodniczącym komisji na mojej maturze.

Dopiero wtedy dowiedziałem się, że moja praca maturalna (o pozytywizmie) dostała pierwsze miejsce na konkursie matur kuratorium warszawskiego, była nawet wtedy wydrukowana i spłonęła w archiwum kuratorium w czasie Powstania.

Przechorowałem się po powrocie z Warszawy, czeka mnie dłuższa kuracja, ale wszystko będzie dobrze. Mam nadzieję, że i Pani z wiosną poczuje się zdrowsza, a wtedy spotkamy się i pomówimy o planach wydawniczych. Może przyda się Pani moja pomoc finansowa w tym celu?

Łączę wiele serdecznych wyrazów

Jerzy Ruszczyński
 

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura