Beret w akcji Beret w akcji
313
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 146

Beret w akcji Beret w akcji Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Mieczysław Wójcicki kpr. "Rybitwa" Zgrupowanie "Łucznik" komp. "Wojciech" baon "Golski" 6 kompania

Zdobycie koszar na Śniadeckich 17

W konspiracji byłem żołnierzem plutonu 543 dowodzonego przez por. "Pluto" kompanii "Wojciech" zgrupowania "Łucznik". W dniu 5 sierpnia wziąłem udział w natarciu na "Flakkaserne", skąd po walce wycofałem się wraz z kolegami z mojej sekcji w rejon ulic: 6 sierpnia (Nowowiejska) - Jaworzyńskiej - Mokotowskiej. Tam w nocy z 1 na 2 sierpnia dołączyłem do kilkuosobowej grupy żołnierzy kpr. pchor. "Himlica", który takze po nieudanym natarciu na "Flakkaserne" postanowił dotrzeć do najbliższych placówek powstańczych.

Korzystając z ciemności nocnych przeszliśmy pod silnym ostrzałem na Marszalkowską róg Śniadeckich. Nasza grupa licząca około 20 osób zajęła kwatery w prywatnych mieszkaniach za zgodą ich dotychczasowych mieszkańców. Dzieki pomocy ludności mieliśmy stosunkowo dobre wyżywienie.

Mimo że w tym domu od czasu do czasu pojawiał sie oficer, to faktycznym dowódcą naszego oddziału był kpr. pchor. "Himlic". Przybywalo ludzi a nawet broni. Do naszych działań włączyli się sierżant "Wąsik" ( w mundurze magistrackiego dozorcy) oraz pchor. "Jur" (który nosił w cholewie swoich "oficerek" nóż kuchenny).

Nasze patrole podoficerskie przeprowadzały rozeznanie i penetrowały okoliczne domy. Korzystaliśmy z dużej pomocy ze strony mieszkańców np. część broni wykopaliśmy na Marszałkowskiej przy Placu Zbawiciela dzięki uzyskaniu informacji od mieszkańca, który tę broń przechowywał od października 1939r. Brałem udział w patrolu, który w jednym z mieszkań aresztował ukrywającego się kolejarza niemieckiego i zabrał mu pistolet parabellum wraz z amunicją.

Odczuwaliśmy duże zagrożenie ze strony nieprzyjaciela, który w bliżej nieznanej ilości zajmował pomieszczenia szkoły na Śniadeckich 17, skąd z betonowych bunkrów ostrzeliwał z broni maszynowej najbliższe otoczenie, blokując ruch na Śniadeckich i częściowo na Marszałkowskiej.

Wiedzieliśmy, że próba natarcia na koszary w dniu 1 sierpnia zakończyła się niepowodzeniem. Na odprawie otrzymaliśmy od "Himlica" rozkaz przygotowania się do akcji "Gimnazjum". Zadaniem naszym miało być zdobycie kompleksu budynków zajmowanych przez nieprzyjaciela, zanim zaatakuje nasze słabo uzbrojone oddziały. "Himlic" wyznaczył cztery drużyny do wykonania następujących działań przygotowawczych: zebrania kilkuset litrów płynnych środków palnych (nafty, benzyny, spirytusu itp.), środków zadymiających (tj. papy, lepiku, smoły itp.), pomp ręcznych, butelek cienkościennych, wykonania osłony umożliwiającej przechodzenie pod ostrzałem przez ulice Śniadeckich, prowadzenia stałej obserwacji "siedemnastki" i okolicy oraz meldowania o wszelkich zmianach, wykonania przejść między domami po stronie nieparzystej Śniadeckich celem swobodnego poruszania się i przerzucania materiałów niezbędnych do walki oraz zabezpieczenia nacierających. Zadania przygotowawcze były wykonywane przy dużym udziale mieszkańców.  Pod koniec 4 sierpnia zameldowano o wykonaniu całości zadań przygotowawczych. Otrzymaliśmy rozkazy dotyczące wykonania natarcia. Drużyna składajaca się z kilku osób, w której ja dowodziłem, miała zniszczyć przy pomocy materiałów palnych płynnych stanowiska obrony nieprzyjaciela, zlokalizowane w bunkrach oraz w oknach w budynku od strony ulicy Śniadeckich 17, następnie przy pomocy materiałów zadymiających miała umożliwić podejście drużyny dowodzonej przez pchor. "Jura" pod bramę główną. Ta drużyna miała przy pomocy wiązki granatów obronnych (wykopki z 1939 r.) wysadzić bramę główną, wedrzeć się do koszar i szturmem zająć. Ta drużyna miała większość broni oddziału "Himlica", także granaty zaczepne (sidolki). Drużyna dowodzona przez sierżanta "Wąsika" miała zapewnić dostawę potrzebnych ilości materiałów zapalających i zadymiających, których ze względu na bezpieczeństwo (eksplozja) oraz obawę kontrataku nieprzyjaciela nie chciano gromadzić w pomieszczeniach, z których obrzucano stanowiska nieprzyjaciela. Drużyna rezerwowa jak i całość akcji była pod bezpośrednim dowództwem pchor. "Himlica". Oficer, który miał jako najwyższy stopniem przygotować akcję i dowodzić całością, 3 sierpnia rano zawiadomił przez łączniczkę, że jest przeziębiony. Na odprawie ustalono gotowość na godziny przedpołudniowe 5 sierpnia, natomiast natarcie miało być przeprowadzone o świcie 6 sierpnia. W tym czasie tak dowodzący, jak ich podkomendni, mieli zapoznać się z terenem, na którym będą walczyć,przećwiczyć rzuty i celowanie, przygotować broń, amunicje itp.

Byłem zaskoczony, gdy już w dniu 5 sierpnia otrzymałem rozkaz zajęcia wraz z drużyną stanowisk w oknach domu przylegającego do budynku koszar i na znak dany przez "Himlica" przystąpiłem z innymi do rzucania butelek zapalających i środków zadymiających. W ciągu kilku dosłownie minut powstał pożar, bunkry przestały strzelać, rozlane litry nafty i benzyny popłynęły pod zasieki z drutu kolczastego i pod bramę. Słup ognia był tak wysoki, że żar jego odczuwaliśmy w grupie "miotaczy". Następnie uniósł się wysoki czarny dym. To płonęły kilogramy lepiku i pojemniki ze smołą oraz metry dołączonej do nich podartej papy. Tak żar jak i dym zaczęły wdzierać się doobsadzonych przez nas okien. Za sobą słyszałem meldunki i rozkazy. Usłyszałem głośny meldunek, że Niemcy uciekają samochodami ciężarowymi przez bramę od ulicy 6 Sierpnia, przez przerwę w kłębach dymu zobaczyłem wyjeżdżający z bramy koszar samochód osobowy wojskowy ("łazik"), ktory pełnym gazem ze zgrzytem hamulców przejechał ulicą Śniadeckich w kierunku Politechniki. Rzuciłem za nim tym, co miałem pod ręką, to jest doniczką z jakimś kwiatem; gdybym miał granat, to też ze względu na odległość i zaskoczenie oraz złą z powodu dymu widoczność nic bym im nie zrobił. Jednocześnie usłyszałem głośne "hura!"; to ruszyła drużyna dowodzona przez "Jura". Ja ze swoimi żołnierzami wbiegliśmy do koszar przez otwartą, częściowo nadpaloną bramę. Kolejny rozkaz to przeszukanie budynku. W bramie na lewo łącznica telefoniczna, radiostacja, wejście do jednego z bunkrów broniących koszar. Pełne wyposażenie wartowni na jedną zmianę z metalowymi łóżkami pietrowymi wzorowo zasłanymi,mundury, plecaki, hełmy, pasy, ładownice, furażerki, saperki,jest i broń, amunicja, bagnety ale i jeńcy - własowcy i jeden z Wehrmachtu. Są Polacy będący cywilnym personelem (sprzątaczki, kelnerki i kuchenne, rzemieślnicy itp., razem kilkanaście osób, do których ze strony załogi nieprzyjacielskiej ustosunkowanie było różne - część była pod strażą. Wszędzie ślady panicznej ucieczki - w stołówce gorąca kawa w kubkach. Przejmujemy wielodniowe zapasy żywności.

W zdobytym obiekcie wystawiono posterunki.

Do naszego oddziału zaczęła napływać kolejna fala ochotników oraz żołnierzy i podoficerów z rozbitego zgrupowania "Łucznik", a głównie z kompanii "Wojciech".

W zdobytych koszarach byłem podoficerem w Oddziale Dyspozycyjnym przy utworzonej na tym terenie Komendzie Placu. Oddział nasz zbudował barykady na Śniadeckich oraz na 6 Sierpnia i obsadził je.

Włączono nas do 6 kompanii baonu "Golski" dowodzonej przez ppor. "Wron".

Oddział nasz, bez względu na kolejne przydziały i zmiany organizacyjne, wyróżnial się tym, że nosiliśmy zdobyte w koszarach kompletne mundury Wehrmachtu, także płaszcze i hełmy.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura