Beret w akcji Beret w akcji
445
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 154

Beret w akcji Beret w akcji Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Zbigniew Freudenreich por. "Szafrański" Kompania Szturmowa "Szafrański"

Obrona placówki Książęca 7/9

Była to połowa września. Powiśle Czerniakowskie stało się odcinkiem najbardziej ożywionej dzialalności niemieckiej. Nieprzyjacielowi szczególnie chodziło o odepchnięcie oddziałów powstańczych od Wisły, żeby uniemozliwić im połączenie się z oddziałami wojsk polskich i radzieckich, stojących na drugim brzegu rzeki.

Niemcy spodziewali się - i słusznie - desantu, a ten manewr za wszelką cenę chcieli storpedować.

Na odprawie porannej u dowódcy odcinka ppłk. "Topora" otrzymałem następujące zadanie: "por. Szafrański ściągnie placówkę z Placu Zbawiciela, która zostanie zastąpiona  innym oddziałem, zorganizuje dobrze uzbrojony pluton, drużynę sanitarną oraz łączność i wczesnym popołudniem dotrze na ulicę Książęcą, gdzie zamelduje się u tamtejszego dowódcy, kpt. "Stefana", który wyda mu dalsze rozkazy. * Sprawa jest wielkiej wagi, bowiem według informacji Oddziału II-go Niemcy po przeprowadzonych próbach szykują się do generalnego szturmu Śródmieścia i zniszczenia grupy ppłk. "Radosława" na Powiślu. Rozkazem i życzeniem moim jest, kontynuował ppłk. "Topór", ażeby pluton w żadnym przypadku nie opuścił zajętej rubieży - raczej, ażeby tam zginął. Porucznik zorganizuje w ramach swej kompanii wymianę ludzi po 12-tu godzinach, z zachowaniem absolutnej ciągłości. Dowództwo kompanii w rejonie zakwaterowania powierzyć zastępcy - samemu cały czas trwać na posterunku". Taki był mniej więcej sens rozkazu, który otrzymałem.

Tak szybko, jak to tylko było możliwe - wykonałem otrzymane rozkazy i we wczesnych godzinach popołudniowych, mimo intensywnego ostrzału artyleryjskiego, moździerzy i granatników - wyruszyliśmy na Książęcą.

Oddział był całkowicie uzbrojony na stan 25 ludzi, pozostałych pięciu niosło amunicję, granaty, miny przeciwczołgowe - dziewczęta butelki samozapalające. Trzymając się blisko murów, względnie przechodząc piwnicami - docieramy do placu 3 Krzyży. Skokami do "Aleksandrówki", skąd blisko przy murach do Nowego Światu.

Teraz skok nisko pod osłoną barykady do narożnego sklepu Meinla, biegnę pochylony - za mną pluton. Z Banku Gospodarstwa Krajowego zobaczyli nas i walą długimi seriami z cekaemów. Skok w okno wystawowe, drzazgi sypią się z futryn, ręce krwawią porżnięte resztkami szyb. Udało się.

Chwila spoczynku, dla złapania oddechu. Następuje przeskok przez Książęcą do składu trumien. Teraz dostaniemy ostrzał ze szpitala św. Łazarza. Biegniemy co sił w nogach. Prosto w nas ciągłym ogniem. Fontanny ziemi i odpryski różnych przedmiotów rzuconych na mizerny szaniec usypany przez ulicę - walą nas po twarzach zasypując oczy. Wpadamy do składu trumien. Sprawdzam stan. Są wszyscy. A więc szczęśliwie przebrnęliśmy pierwszy etap.

Tylnym wyjściem ze składnicy trumien wchodzimy na podwórze. Tutaj oczekuje nas łączniczka kpt. "Stefana".

Zostawiam pluton przy murach najsolidniejszego domu, nakazując ostrożność i uwagę - a sam idę za łączniczką.

Kapitana zastaję na najwyższym piętrze jednego z domów przy Książęcej. Obrał sobie tutaj kwaterę, ponieważ był to dobry punkt obserwacyjny. Kapitan jest zmęczony i zdenerwowany. Na mój widok mina mu się poprawiła, bo jak sam to wkrótce powiedział, nie bardzo wierzył w moje szybkie nadejście, wobec tak silnego ostrzału artyleryjskiego wszystkich arterii.

Kapitan "Stefan" w grubszym zarysie orientuje mnie w sytuacji dowodzonego przez niego batalionu, który niedawno powstał z połączenia jego kompanii, oddziału AL por. "Gustawa" i obecnie mego plutonu. Otóż według słów kapitana, Niemcy wtargneli na ulicę Frascati i opanowali jednocześnie dom architekta Pniewskiego w Alei na Skarpie. Wycofała się też z ambasady francuskiej załoga powstańcza, zaatakowana z dwóch stron przez Niemców.

Niemcy zdobyli wreszcie dom poselstwa chińskiego i zapanowali na części skarpy po ul. Książęcą.

W naszych rękach jest natomiast gmach YMCA, którego broni kpt. "Reda". W pewnej chwili kontynuowanie rozmowy staje się niemożliwe. Na nasz dom - tak mi się przynajmniej wówczas wydawało - pikuje samolot; głuchy huk bomb. Spadamy z krzeseł, a z okien wylatują resztki futryn. Jesteśmy kompletnie biali od tynku, który nas zasypał. "Tutaj jest ciągle tak" - mówi spokojnie kapitan "Stefan".

Rozmowa toczy się dalej, tak jakby się nic nie stało. Niepokoję się o pozostawiony na dole pluton.

- Otóż dziś, to znaczy 14 września - mówi kapitan - w godzinach rannych wykonaliśmy przeciwnatarcie na szpital Św. Łazarza. Początkowo zepchnęliśmy nieprzyjeciela ze zgliszcz szpitala, ale wkrótce utraciliśmy zdobyte pozycje pod naporem przeważających sił wroga. Prawie jednocześnie nieprzyjaciel przypuścił szturm na ruiny Szkoły przy Nowym Świecie, obsadzonej przez kompanię por. "Budzisza". Szturm odparto granatami i walką wręcz. Około dziesiątej Niemcy obrzucili granatami dom przy ul. Książęcej 7/9, który jeszcze trzyma pluton "Torpeda", dowodzony przez porucznika "Żarskiego". Są oni zdziesiatkowani i wykrwawieni w walce i ich właśnie ma zmienić pana oddział. Łączność ze mną tylko łącznikami lub łączniczkami. Telefonu nie mamy, bo brak już kabli, które stale uszkadzają.

Żegnam kapitana i wracam do swego oddziału.

Cdn.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura