Beret w akcji Beret w akcji
297
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 161

Beret w akcji Beret w akcji Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Halina Latałło- Gudowska ps. "Sarna" batalion "Ruczaj" kompania "Tadeusz"

1 kompania batalionu "Ruczaj"opuszcza stolicę

Straszne słowo: kapitulacja. Wiadomość o niej przyniósł do naszego szpitala powstańczego przy ul. Marszałkowskiej 40 młodziutki łącznik.

Stało się. Po 63 dniach zaciekłej, opartej walki. Kapitulacja...

Nam młodym, pełnym zapału, pełnym wiary, wydaje się wszystko to wprost nieprawdopodobnym. Trudno w to uwierzyć. Tak bardzo chcieliśmy wytrwać, tak bardzo chcieliśmy walczyć o te ostatnie, broniące się jeszcze w Śródmieściu ulice. I chociaż utrzymywanie ostatnich barykad kosztowało tyle ofiar w ciągłym odpieraniu ataków, chociaż brakowało już amunicji, wody, żywności, środków opatrunkowych, chociaż ranni leżeli stłoczeni w piwnicach, a nawet gonili już resztkami sił, to slużba na stanowiskach trwała bez zmian nieraz przez wiele godzin, bo wykrwawienie i głód sprawiły, że wciąż ubywało ludzi zdolnych do walki. Mimo wszystko tak nam trudno pogodzić się z decyzją o kapitulacji. To nic, żeśmy topnieli w ogniu, że zginęło wielu wspanałych, nieugietych chłopców z 1 kompanii szturmowej batalionu "Ruczaj", którzy w pamiętny dzień 1 sierpnia 1944r. tak bohatersko szli do ataku na gmach, należący poprzednio do poselstwa czechosłowackiego, którzy go zdobyli i utrzymali do końca. Iluż z nich teraz nie ma? Za to jest - kapitulacja... Zgryzotą i refleksją maluje się ona na twarzach chłopców i dziewcząt - identyfikuje się rozpaczą. Oto musimy opuścić Stolicę, oddać ją w ręce wroga. A przecież chcemy walczyć i bronić jej do ostatniej kropli krwi tak, jak przysięgaliśmy wstępując w szeregi AK.

Mamy być uznani za kombatantów i pojutrze, 4 października, zdamy broń,by pójść do niewoli. Wtedy do rumowisk miasta wkroczą Niemcy. I nastąpi ostatnie spelnienie. Tragiczny epilog. Czy dla takiego epilogu poszliśmy ze śmiercią w taniec? Czy aby nie fałszywą melodię grali nam kapelmistrze i wodzireje, zwołujący nas do mazura ze śmiercią? Czaszka peka od smętnych i drapieżnych pytań.

Ludność cywilna musi również opuścić Stolicę i udać się do obozów w Ursusie i Pruszkowie. Chyba za to, że calym sercem byla z nami...

Trudno uwierzyć, że to nie koszmarny sen, bo jeszcze przed godziną walczyliśmy. Właśnie dziś, 2 października, na ulicy Natolińskiej padł 22-letni "Bobi", odznaczony w Powstaniu orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. "Bobi", ten co na rozkaz Komendy Głównej przeprowadził łącznika radzieckiego na prawą stronę Wisły i przekazał go Armii Czerwonej. Dobry, dzielny chłopak. Koledzy zdążą jeszcze postawić mu drewniany krzyż, oddadzą ostatnią salwę, jego dowódca "Orlik" wrzuci mu do grobu pistolet. Przecież już nie bedzie potrzebny ani jemu, ani też nam...

Nadchodzi noc. Taka dziwna noc - bez strzałów, bez bomb, w palącym się, umierającym mieście. A co bedzie rankiem? Jak potoczą się ludzkie losy, dokąd nas zawloką? Co Niemcy zrobią z rannymi? Co owo jutro nam przyniesie?

Lżej ranni opuszczają już szpital i dołączają do swoich oddziałów. Nakazano koncentrację. 

My, sanitariuszki, jak tylko możemy, staramy się pomagać naszym rannym chłopcom. Szykujemy ich do niewoli. Sobie tylko wiadomymi sposobami zdobywamy dla nich buty, swetry, spodnie. Na drogę w nieznane...

Dopiero teraz widać, jak bardzo są wykrwawieni, wynędzniali. Dziewczęta też bardzo zmęczone, ale do końca ofiarne. To zadziwiające, ile w tych młodych dziewczynach poświęcenia i siły.

Kapitulacja staje się faktem. Wychodzą resztki cywilnej ludności unosząc skromne tobołki. Wielu cywilów jest rannych. Tak wiele wycierpiala ta ludność Warszawy, by teraz iść na tułaczkę, na poniewierkę...

"Henryka" zawiadamia nas, że "Jadwiga", "Oleńka" i ja mamy zostać z ciężko rannymi powstańcami, leżącymi w piwnicach, aż do momentu wejścia Niemców. Tak jest - zostajemy. "Oleńka" już od dłuższego czasu właściwie nie wychodzi z piwnicy od rannych. Są to ranni przeniesieni kanałami ze Starówki. Warunki, w jakich się znajdują, są wprost potworne! Brak wody, jedzenia, środków opatrunkowych. Rany nie goją się, cuchną ropą, zupełnie jakby za życia zostali pogrzebani w tych mrocznych, wilgotnych piwnicach. A przy nich waruje jak pies, nie opuszczając ich, ta młodziutka dziewczyna. Żeby chociaż otuchy im dodać. Otucha to też medykament...

A "Jadwiga"? Ileż nieprzespanych nocy spędziła przy rannych, przy potwornie poparzonych, wśród jęków i majaczeń. A sama zawsze łagodna, zawsze cierpliwa, niosąca pomoc, choć z trudem trzymająca się na nogach.

I oto mamy ranek 4 października. Na rozkaz dowódcy 1 kompanii batalionu "Ruczaj", "Tadeusza Czarnego", powstańcy opuszczają wszystkie placówki zajęte przez kompanię i udają się na miejsce zbiórki - róg Chopina i Mokotowskiej. Stamtąd batalion pomaszeruje do niewoli. Krążymy jeszcze między nimi, wymieniamy jakieś adresy rodzin, znajomych, żegnamy się. Raz jeszcze jakieś apele, komendy. Ruszają. Maszerują wypalonymi, czarnymi od dymu, zrujnowanymi ulicami. Ktoś zaintonował "Rotę". Melodię podchwyciły drżące głosy. Płynie nad wielkim gruzowiskiem niepokonana pieśń: "Nie rzucim ziemi skąd nasz ród..."

Cdn.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura